czwartek, 31 stycznia 2013

Rozdział 8


Głośny hałas wybudził Nan ze snu. Dopiero po chwili zorientowała się, że dźwięk wydobywa się ze słuchawek, które nadal ma w uszach. Trochę się zdziwiła, bo zazwyczaj budziła się o drugiej lub trzeciej nad ranem, obwiązana kablem wokół szyi i wyłączała muzykę. Eileen zawsze powtarzała, że kiedyś się udusi, a już na pewno ogłuchnie. Pagnotto ostatnio często łapała się na tym, że brakowało jej kogoś, kto by się o nią martwił tak jak Eileen. Człowiek wiele rzeczy sobie uświadamia, gdy kogoś straci lub coś się skończy.
Dziś muzyka grała całą noc, co nie byłoby dziwne, gdyby nie to, że słuchawki nadal znajdowały się w uszach. Korzystając z tego, włączyła drzemkę tak jak co dzień i wsłuchała się w końcówkę piosenki, przerwanej przez budzik.
Poranek to jest ten moment dnia, którego najbardziej nie lubi. Wtedy kocha swoje ciepłe łóżko, miękką poduszkę i nienawidzi myśli, że musi je opuścić. Coś, co było jeszcze gorsze, to świadomość, że na dworze panuje mróz, a ona nienawidzi zimy, która zbyt szybko przychodzi i zbyt długo trwa. Tak, zdecydowanie poranek to najgorszy moment dnia.
Wyłączyła denerwujący budzik po raz kolejny, jednak tym razem już na dobre. Otworzyła zaspane oczy i zrzuciła z siebie kołdrę. Nan zawsze podziwiała ludzi, którzy potrafią wstać z samego rana i do tego jeszcze się uśmiechać, i cieszyć z nowego dnia. Do niej zaraz po obudzeniu, jak to mówiła jej babka, bez kija nie podchodź. Jednak gdy postawiła stopy na miękkim, kolorowym dywanie w małe samochodziki nie potrafiła się nie uśmiechnąć. Wyszła po cichu na korytarz, nie chcąc obudzić pewnie jeszcze śpiącej Joy. Drzwi od pokoju Howell były lekko uchylone, co znaczyło, że w nocy przyszedł do niej spać Riley. Zerknęła do środka. Wyglądali uroczo, śpiąc razem w jednym łóżku. Czasem nie mogła się nadziwić, że dziewczyna ciągle powtarza, że go nienawidzi albo, że nie ma rodzeństwa, a tak naprawdę skoczyła by za nim w ogień. Cieszyła się, że ma taką przyjaciółkę. 
Co by bez niej zrobiła? Gdzie by się podziała, gdyby nie ta dziewczyna? Kto pomógłby jej się pozbierać w momencie, gdy wszystko zaczęło się walić? Gdyby miesiąc temu ktoś powiedział, że życie może się tak całkowicie odwrócić do góry nogami, nie uwierzyłaby.
Najpierw straciła Eileen, jedyną osobę jakiej ufała i była dla niej jak siostra, której nigdy nie miała. Potem ojciec dowiedział się o pieniądzach jakie dostawała od matki na mieszkanie i doprowadził do tego, że została z niego natychmiast wyrzucona. Nie miała pieniędzy, dachu nad głową i gdy myślała, że świat się na nią uwziął - pojawiła się Joy. Pani Howell pozwoliła Nan wprowadzić się do nich i zająć pokój Connora. Na początku się wahała, było jej niezręcznie od tak zamieszkać z Howellami. Przecież nie mogła mieszkać u nich i pozwalać by pani Howell ją utrzymywała. Co prawda dobrze sobie radzi, ale sama wychowuje trójkę dzieci. Jednak w końcu po wielu namowach zgodziła się. I tak nie miała gdzie się podziać, a pokój Connora stał pusty, bo chłopak mieszkał w internacie.
Teraz Pagnotto czuła, że los się do niej uśmiechnął. Raz gdy wracała ze szkoły, trafiła na informację wywieszoną w oknie restauracji U Febe, że potrzebują kogoś do pomocy. Brunetce wydawało się jakby było to skierowane wprost do niej, a w głowie wiadomość jawiła się jak wypisana neonowymi literami WEJDŹ I ZAPYTAJ. Co było lepsze od świadomości, że w końcu nie będzie aż takim ciężarem? W tamtej chwili chyba nic.

*

- O, a ty już ubrana? - Zdziwiła się Joy, wchodząc jeszcze w piżamie do kuchni i zastając kończącą swoje śniadanie Nan.
- Umówiłam się z Dardenem, że szpotkamy się zanim zaczną się zajęcia - odpowiedziała brunetka, przełykając ostatni kęs kanapki. Howell zacisnęła usta w wąską linię i pokręciła głową, nawet nie zerkając na przyjaciółkę wlała wodę do czajnika, i postawiła go na gazie. - Co? - utkwiła wzrok w blondynce, czekając na odpowiedź, chociaż i tak wiedziała, co dziewczyna ma na ten temat do powiedzenia. Joy zamiast odpowiedzieć sięgnęła do szafki po kubek, z innej wyciągnęła herbatę i dopiero po chwili odwróciła się do przyjaciółki. 
- Nic. I tak mnie nie posłuchasz - stwierdziła spokojnie i patrzyła jak Pagnotto sprząta po sobie ze stołu i wychodzi bez słowa z pomieszczenia. Szkoda było jej tej dziewczyny i czekała tylko, aż przejrzy na oczy i zostawi tego idiotę. Najpierw nie pomógł Nan jak wywalili ją z mieszkania, potem ciągle docinał na temat pracy, którą dostała. Sam nie robił nic, a szukał tylko powodu by dołować innych. 
- Na razie - rzuciła brunetka, opatulona po same uszy grubym szalikiem i wyszła z ciepłego pomieszczenia.
 Wsunęła dłonie w kieszenie kurtki i zadrżała, wyczuwając zimny podmuch wiatru. Lubiła przechadzać się tak z rana jak było jeszcze ciemno i jedne światło dawały uliczne latarnie. Dom Howellów był całkiem daleko od  centrum miasta, co akurat dla Nan miało więcej plusów niż minusów. Nie przeszkadzała dziewczynie odległość jaką musiała codziennie pokonywać, na co najbardziej uskarżała się Joy. Jak dla niej wszystko rekompensowała cisza jaka otaczała tę okolicę. Zawsze gdy wyszła przed ich dom, przypominała jej się mała wioska w jakiej mieszkała babcia Pagnotto i  każde wakacje jakie tam spędzała. Najlepszy czas w roku, aż całe dwa miesiące bez ojca.
     Zawsze ją to drażniło, że to ona musiała chodzić do Dardena. No tak, u niej nie było warunków, żeby kogokolwiek zapraszać, a teraz jak mieszka u Joy, to tym bardziej by go tam nie przyprowadziła, ale nadal ją to denerwowało. Ostatnio wszystko co miało związek z tym chłopakiem tak na nią działało. Chyba zbyt dużo czasu spędza z Howell, która nie cierpi tego chłopaka.
     Wszystkie domki w tej okolicy wyglądały tak samo, ciemny dach, jasne ściany. Za każdym razem gdy tu przychodziła, przypominało się jej miejsce gdzie kiedyś mieszkała, jeszcze z rodzicami. Tam żaden budynek nie był podobny do drugiego. To nic, że część z nich się zawalała, jeden nawet był bez okien, drzwi i umeblowania, bo odkąd wszyscy mieszkańcy poumierali, złodzieje wszystko wynieśli. 
Nan powoli zaczynała dostrzegać, że nigdy nie należała do świata Dardena.
     Zatrzymała się przed brązowymi drzwiami, zapukała energicznie, a potem odsunęła się na bok, potupując z zimna. Obserwowała ciemny dym, wydobywający się z komina sąsiedniego budynku. Zdążyło się już trochę rozjaśnić od momentu wyjścia z domu Howellów. Rozdrażniona zapukała ponownie, tym razem głośniej. Była dość niecierpliwą osobą, a szczególnie nasilało się to, gdy musiała wiecznie czekać na chłopaka. I to wszędzie. To była kolejna rzecz jaka ich różniła. Ona próbowała nigdy się nigdzie nie spóźniać, on wręcz przeciwnie. Dzisiaj pewnie w ogóle zapomniał, że się umówili.
Ściągnęła rękawiczkę, wciągnęła telefon z torby i wybrała numer Walkera. Odeszła od drzwi i stanęła na chodniku. Chłopak nie odbierał, a cierpliwość Pagnotto zaczynała się kończyć. Rozłączyła się i po chwili spróbowała ponownie, a gdy w końcu usłyszała po drugiej stronie zaspany głos Darnena, miała ochotę go grzmotnąć w jego pusty łeb.
     - Otworzysz mi, czy mam tu szamarsznąć? - warknęła i zezłościła się jeszcze bardziej, nie mogąc wymówić słowa.
     - Co ty robisz tu tak wcześ...
     - Otwieraj! - syknęła i rozłączyła się. Po chwili zamek brzęknął i w progu stanął Darden. Miał niewesołą minę, w tym akurat byli do siebie podobni. Nie znosili gdy ktoś ich budził.
     - Trzeba było wstać wcześniej, a nie teraz się krzywisz. - Weszła i spojrzała na w połowie ubranego chłopaka. Jak to się stało, że nie potrafiła już patrzeć na niego tak jak kiedyś? Że skręcało ją na myśl rzucenia mu się w ramiona i marzenia, by nigdy jej z nich nie wypuszczał? Może to już jest ten moment kiedy trzeba to wszystko skończyć i nie męczyć się sobą? Bo czy warto udawać, że jest jak dawniej tylko dlatego, że są już razem tyle czasu? Czemu wszystko musi być tak skomplikowane?
     - Nie wybierasz się dzisiaj do szkoły? - zapytała cicho, ściągając kurtkę. Krępowała ją ta cisza, co kiedyś było nie do pomyślenia w jego towarzystwie. Czy aż tak się zmienili? Powiesiła ubranie razem z torbą na wieszaku w korytarzu i weszła dalej.
     - Poniedziałek jest - odpowiedział. Spojrzała na niego ze zdziwioną miną, nie rozumiejąc o czym mówi. - No w tym tygodniu mój ojciec ma na rano - mruknął. No tak, zawsze zapominała w jakim tygodniu na jaką zmianę ma pan Walker. Jak miał na drugą i na noc przynajmniej pilnował syna by chodził do szkoły. Tak  jakby dorosły chłopak sam nie mógł dbać o własne sprawy.
     Wszedł na schody, prowadzące do jego pokoju. - Idziesz? - Kiwnęła głową i ruszyła za nim. Na górze były tylko dwa pokoje, z których jeden stał pusty, mała łazienka i jeszcze mniejszy schowek obok, a całe to piętro należało do Dardena. Dziewczyna podążała za chłopakiem i gdy miała wchodzić do ostatniego pomieszczenia po lewej, usłyszała ciche skomlenie. Zatrzymała się i rozejrzała wokoło. Po chwili ciche wycie się powtórzyło.
     - Co to? - Odwróciła się, gdy po raz trzeci usłyszała popiskiwanie. - Zaraz... To Fobos?! - krzyknęła, zdając sobie sprawę, że to co słyszy to skowyt psa. Spojrzała na chłopaka, który wszedł do pomieszczenia. Nawet się nie obejrzał. - Darden! - powtórzyła, a jej głos dziwnie zapiszczał. Chciała, żeby spojrzał na nią i powiedział, że wcale nie zamknął go ze starymi rupieciami, a to co słyszy to nie jest jego głos. Na samą myśl bezradnego psa w małym, ciemnym miejscu miała łzy w oczach. 
     - Zamknąłesz go tam?! - ruszyła w stronę małego pomieszczenia obok łazienki. Szarpnęła za klamkę, ale magazynek był zamknięty. Poszła za chłopakiem i spojrzała na niego z wyrzutem w oczach. - Gdzie masz klucz? Jak mogłesz go tam zamknąć?! 
     Gdy pies kolejny raz zapiszczał, tym razem głośniej, Nan poczuła ukłucie w sercu. 
     - Dawaj ten klucz!
     - Co się tak przejmujesz, to tylko głupi kundel - prychnął i rzucił przedmiot w stronę dziewczyny. Brunetka była zbyt roztrzęsiona, żeby go złapać, klucz odbił się kilka razy od ziemi i upadł kilka kroków za dziewczyną.
     - Głupi kundel? - zapiszczała ponownie i trzęsącymi się rękoma otworzyła drzwi. Pies leżał ściśnięty w kącie obok podartych pudeł. Pewnie szukał czegoś do zjedzenia. Spojrzał na nią wielkimi oczami. Przykucnęła i dotknęła jego pyska. Jak on mógł zamknąć swojego psa w jakimś schowku na stare graty?
     - Ile on już tu sziedzi? Dawałeś mu w ogóle coś jeszcz? Jak twoi rodzice tego nie zauważyli? - zadawała pytania dużo ciszej niż wcześniej, podniosła się i spojrzała na chłopaka ze wstrętem w oczach.
     - Oni tu nie przychodzą. - Wzruszył ramionami jakby los psa był mu zupełnie obojętny. - A na dole zawsze gra głośno telewizor, kto by go usłyszał.
     Patrzyła w tej chwili na obcą osobę, nie tą którą kiedyś kochała. Nie mogła zrozumieć jak można tak potraktować zwierzę.
     - Po czo ty go w ogóle masz?
     - To bierz sobie go w cholerę jak ci tak zależy, ostatnio na wszystko bardziej zwracasz uwagę niż na mnie - powiedział z wyrzutem.
     - A żebysz wiedział, że wezmę! - Spojrzała na psiaka. Nie wiedziała czy z nią pójdzie, żałowała że nie zna się bardziej na tych zwierzętach. Miała tylko jednego psa w życiu i nie chciała tego wspominać. W tej chwili Darden tak bardzo przypominał jej ojca... Ukucnęła przy Fobosie, który leżał na środku korytarza. Był bardziej chudy niż gdy go poprzednio widziała, jednak nie wyglądał aż tak źle, żeby nie mógł chodzić. - Wstaniesz? - Fobos podniósł się na swoich czarnoszarych łapach. - I pójdziesz ze mną?
     - Gadasz z nim jak z człowiekiem - chłopak prychnął po raz kolejny. Dziewczyna spojrzała na niego z niechęcią.
     - Za to ty zachowałeś szę gorzej niż zwierzę. - W tej chwili nie chciała mieć nic do czynienia z tym chłopakiem. Wszystkie wcześniejsze wątpliwości się rozwiały. Nie chciała go nigdy widzieć.  
     - Chodź Fobos. - Podniosła się i zeszła na dół, a za nią pies.Założyła kurtkę, wzięła torbę i wyszła z mieszkania, chcąc być jak najdalej od Dardena. Zimne powietrze uderzyło ją w twarz. Obserwowała jak zwierzak stawia łapy na śniegu.
     - Nie jest czi zimno? - spojrzała na niego. - Zawsze się zastanawiałam czy psom nie jeszt zimno, jak chodzą po śniegu. Chyba nie jeszt, co? - Fobos podniósł łeb w stronę dziewczyny, a ta się uśmiechnęła. - Tylko czo ja z tobą zrobię? Ciekawe jak zareaguje pani Howell jak cię przyprowadzę. Widzisz? Sprawiam im szame problemy. Ale chyba zrozumieją, że nie mogłam cię zostawić z tym bydlakiem. Jakbym miała gdzieś pod ręką jakąś patelnię albo chociaż cięszką torbę, to bym się nie zastanawiała... Albo nie! Zamknęłabym go w piwnicy, takiej jaka była u mojej babci, gdzie było zawsze zimno i było pełno pająków. A nawet myszy. Tylko, że tam było też pełno słoików, to miałby co jeszcz. Związałabym go i wrzuciła w ziemniaki. Jakby był głodny, a zjadłby któregoś to dostałby gorączki. Fobos, co ty o tym myślisz? - dziewczyna spojrzała na psa, który wyglądał jakby się z nią zgadzał. - Dziwię się, że tyle z nim wytrzymałeś. Chociaż, ja nie byłam lepsza, tyle...
     - Nan! - Usłyszała męski głos, kogoś kto biegł niedaleko w tyle. Odwróciła się i zobaczyła Ray'a, tuż za sobą. - Cześć! Gonię cię i gonię. Z kim ty gadasz? O! A to kto? - wyrzucił na jednym wydechu.
     - Fobos. - Chłopak ukucnął obok psa i podrapał go za uchem. - A to nie jest czasem pies Dardena? - Zerknął na brunetkę. - Czemu on taki mizerny? - zapytał poważnie. 
     Kilka minut zajęło Nan nim wytłumaczyła wszystko chłopakowi. Wcale się nie zdziwił, co za to zdziwiło Nan. Poczuła się jakby wszyscy wokół widzieli to jaki był Darden, a ona jedna miała klapki na oczach. Gdy mówiła o tym, że boi się reakcji pani Howell, gdy przyprowadzi psa, Ray po chwili zastanowienia, zaproponował, że może wziąć go do siebie.
     - Naprawdę?  - zapytała uradowana, patrząc z nadzieją na blondyna.
     - Chyba się nie zjedzą z Ortosem, co? - zaśmiał się. - Pewnie, że go wezmę. Nie mogę sobie wyobrazić kim to trzeba być, żeby tak potraktować zwierzę.
     - Szłyszałeś Fobos? - ukucnęła i wzięła w dłonie pysk psa. - Słyszałeś? Będziesz tam miał lepiej, niż mógłbyś chcieć! Ray ci nic nie zrobi, a jak się dowiem, że źle o ciebie dba, to go szamkniemy w piwnicy! - Zaśmiała się, a pies nagle polizał ją po nosie. - Eej!
Brunet przyglądał się dziewczynie, zdziwiony jej zachowaniem. Od dawna nie widział brunetki tak radosnej, oczywiście, były chwile kiedy się uśmiechała i żartowała, ale teraz po prostu promieniała. Nie często widział, żeby ludzie chodzili szczęśliwi z powodu rozstania. Może jeszcze w pełni nie jest świadoma, że to koniec.
     - Chyba spóźnimy się na pierwszą lekcję - przyznał, gdy zawrócili do domu chłopaka. Dziewczyna wzruszyła ramionami, kolejny raz go zaskakując. Ona przecież nienawidziła się spóźniać!
     - Nie ważne - mruknęła. - Dzisiaj już nic mi nie zepsuje humoru - popatrzyła na czworonoga, który dreptał przed nimi. - Wiesz... Miesiąc temu jakbym rozstała się z Dardenem, byłabym załamana. A dzisiaj... Dzisiaj się cieszę. I jeszcze uwolniłam Fobosa. Kiedy ostatnio był szczęśliwszy dzień? A jeszcze się nie zaczął!
     - Właśnie, podobno nie chwali się dnia przed zachodem słońca, a ja dopiero co widziałem wschód - odpowiedział blondyn, spoglądając w niebo. Cieszył się razem z przyjaciółką. - Nan, zastanawiałaś się kiedyś, dlaczego ptaki lecą sobie, lecą, a potem nagle zawracają? - zapytał i zaraz sobie odpowiedział - może któryś nie zamknął gniazda. - Nan się roześmiała i popukała w czoło.
     - Fobos, szłyszałeś jakie bajki on opowiada? - Pies głośno zaszczekał. - Widzisz? On też się z ciebie śmieje.

*


Joy zerknęła po raz kolejny na wyświetlacz telefonu, zastanawiając się gdzie podziała się Nan. Zaraz miała się zacząć pierwsza lekcja, a Pagnotto nie miała w zwyczaju spóźniać się na zajęcia. Spojrzała na siedzącą niedaleko AJ, która także nie była dziś spokojna. Howell zmarszczyła brwi w momencie, gdy dziewczyna na nią spojrzała.
- Aimee znów gdzieś rano zniknęła. Ostatnio czuję się jakbym miała tylko Suzie. Przecież ona w tym miesiącu była tylko dwa razy w szkole i to ani razu do końca... - powiedziała brunetka. - Ja naprawdę zaczynam się o nią poważnie martwić. Na początku można było to tłumaczyć śmiercią Eileen, ale teraz? Nawet Suzie przestała o niej wspominać. A wydaje mi się, że najbardziej to przeżyła. - Oparła łokcie na blacie biurka i zanurzyła dłonie we włosy. Joy popatrzyła bezradnie na AJ, gdy do pomieszczenia weszła roześmiana Nan, a zaraz za nią Ray.
- Mówiłem już kiedyś, że nienawidzę poniedziałków? - rzucił Florentino do blondynki i widząc jej minę, wskazał na Crispin. - Co jest?
- Aimee. - Nie musiała mówić nic więcej, wszyscy od miesiąca patrzyli na AJ, która to z osoby kompletnie nieinteresującej się nikim poza sobą, stała się kochającą siostrą. Uśmiech zniknął z ich twarzy, oboje już nic nie mówiąc, zajęli swoje ławki.
Lekcja mijała w przygnębiającej atmosferze i chociaż Ray lubił matematykę, miał dość rozwiązywania tych głupich zadań. Czasem się zastanawiał czy takiemu zwykłemu prostemu człowiekowi kiedykolwiek przyda się przynajmniej połowa tego, czego uczą się na tych lekcjach. Oczywiście pomijając to, że zanim skończy się szkoła, on nie będzie już pamiętał kolejnej połowy. Jak to się dzieje, że niektórych rzeczy, których się uczy po miesiącu nie pamięta, a potrafi od tak zaśpiewać słowa piosenki, której słuchał kilka lat temu? Jak tyle tekstów mieści się w głowie, a na kilka wzorów nie ma miejsca? Kiedyś marzyła mu się taka absolutna pamięć, chociaż, dziś też taką chciałby mieć. Ale... jakby tak mógł pamiętać wszystko... mieć taki bałagan w głowie to też nic fajnego. Jakby tak przyczepiło się coś i nie chciało odczepić... Nie, jednak to miałoby więcej plusów, przecież mógłby rzucać odpowiedziami jak z rękawa, ktoś by o coś zapytał, a on ciach, zabłysnąłby, każdy myślałby, że jest taki inteligentny, zresztą, on i tak jest inteligentny! A ile czasu by zyskał, który poświęca na naukę, nie, zaraz on się nie uczy. To co, nic by się nie zmieniło?
- Ray? - Chłopak odwrócił się do blondynki, która szturchała go za ramię. Zauważył, że nie tylko Joy, ale i AJ, i Nan wpatrują się w niego, powstrzymując śmiech. Zmarszczył brwi, zbytnio nie rozumiejąc o co im  może chodzić.
- Możesz nam powiedzieć, co ty robisz? - zapytała Crispin, przypominając sobie zachowanie chłopaka sprzed chwili. Istny przykład człowieka, który żyje w swoim świecie.
- Myślałem? - mruknął, nadal lekko zdezorientowany.
- Wyglądało to mi raczej, jakbyś siedzącz w ławce, odstawiał jakąsz sztukę albo...
- Nan! Ile razy do was można mówić?! - krzyknęła nauczycielka i rzuciła kredą, która odbiła się od tablicy, i poturlała po ziemi. Wszyscy zamarli, trochę zdziwieni wybuchem tej dość spokojnej osoby. - Czy wy nigdy nie dacie mi w spokoju poprowadzić lekcji? - Machnęła energicznie rękami na boki, tym samym sprawiając, że kilka pasm z lewej strony wysunęło się z jej idealnie upiętych włosów. Wyglądała jakby właśnie zakończyła bitwę z jakimś wielkim ohydnym smokiem, który ział ogniem na każdą stronę, przez co poliki nauczycielki się zaczerwieniły. - Chyba na wasze lekcje sobie dyktafon kupię i się będę puszczać - rzuciła na co cała klasa wybuchła wcześniej powstrzymywanym śmiechem. Kobieta po chwili zdała sobie sprawę z tego, co powiedziała i zaczerwieniła się jeszcze bardziej. Chciała coś jeszcze dodać, ale w tym harmidrze i tak nikt by nic nie usłyszał. Poprawiła włosy, podniosła kredę z ziemi i ponownie zaczęła pisać po tablicy. Po chwili wszyscy się uspokoili i pierwszy raz do końca lekcji nikt się nie odezwał. 

*

- Szkoda mi AJ, że musi sziedzieć tam teraz sama.
- Nie jest sama. Ma Suzie, a przecież teraz w pokoju ma tą... jak ona miała? - Zmarszczyła brwi, próbując sobie przypomnieć imię dziewczyny, która tymczasowo mieszka razem z AJ w internacie, bo bała się sama spać po śmierci Eileen. Wszystkie czekały, aż Aimee w końcu zacznie chodzić do szkoły. 
- Annalise - podsunęła brunetka. - Tylko czo z tego, nie widziałam, żeby rozmawiały, a chodzą prawie na wszystkie lekcje razem. Gdybym miała pieniądze to sama bym tam mieszkała - mruknęła smutno. Zawsze chciała mieszkać razem z dziewczynami, chociaż teraz to nie była zbyt interesująca propozycja. AJ została praktycznie sama.
Gdy weszły do domu, od progu rzucił się na nie Riley, prosząc, a nawet błagając, by poszli na sanki. Howell była wymęczona i chciała się z tego jak najszybciej wykręcić, ale gdy wyczuł to chłopiec, swoje prośby skierował do brunetki. Dziewczyna uległa mu od razu. Zawsze lubiła bawić się z dziećmi, może dlatego, że w niej samej jest dużo z małego dziecka. 
- Zaniosę torbę i mogę iść - odpowiedziała i uśmiechnęła się do blondynki zachęcająco. 
- Ja ci zaniosę! Tobie też! - krzyknął uradowany, wyrywając je z rąk dziewczyn, nie zwracając uwagi na protesty Nan, która nie chciała by ją wyręczał. 
Gdy chłopiec pobiegł na górę, Joy chciała wyperswadować głupi pomysł z głowy Pagnotto, jednak patrząc na jej minę nie mogła odmówić. Od dawna nie widziała, aby uśmiech nie schodził Nan z twarzy cały dzień. 

Po kilkunastu rundkach na sankach po okolicy, dziewczyny miały dość. Blondynka cieszyła się, że mieszkają z dala od ludzi i że nikt nie może zobaczyć jak biega, ciągnąc za sobą brata, który piszczy tylko trochę głośniej niż Nan. Specjalnie za te ich piski, wwalała ich w zaspy. Chociaż to i tak nie było dobrą karą dla Riley'a, który za każdym razem cieszył się, leżąc w śniegu. 
- Czekaj! Zbodnie mi zbadły - krzyknął.
- Jeszcze trochę i będzie mówił w ogóle jak ty! - rzuciła blondynka, poprawiając brata. - Nan? A tak poważnie, nie myślałaś, żeby coś z tym zrobić? Przecież tego można się oduczyć. 
- Wiem. Rozmawiałam o tym z twoją mamą... I chyba mnie przekonała. - Uśmiechnęła się niepewnie. Chciała normalnie mówić, ale bała się też trochę, sama nie wie czego. Zawsze uważała, że już jest za późno, że całe życie będzie tak mówić. Nawet się do tego przyzwyczaiła i czasem nie słyszała kiedy mówi niepoprawnie. 
- Uważaj! - zaśmiała się Joy, jednak było za późno. Kulka ze śniegu trafiła Nan w bok głowy.
- Dobsze, że założyłam czapkę. - Wzięła do rąk trochę białego puchu i uformowała z niego śnieżkę, odszukując wzrokiem Riley'a. Chwilę później kolejna kulka powędrowała w stronę Howell i dziewczyna momentalnie przestała się śmiać, a zaczęła piszczeć, wytrząsając śnieg z włosów. Nan rzuciła w chłopca, ale jak zwykle nie trafiła.
- Nawet jakbyś była metr ode mnie to byś nie trafiła! - zaśmiał się, celując w Pagnotto, jednak tym razem odskoczyła w porę. Ale co racja, to racja, nie trafiłaby. 
- Teraz to ci pokażę, poczekaj aż cię złapię! - Joy rzuciła się w pogoń za bratem, który zabrał ze sobą sanki. Po chwili puścił je, a blondynka reagując zbyt późno, zaczepiła nogą o sznurek i wylądowała twarzą w zaspie. 
- Och, sieroto. - Podeszła do niej Nan i wyciągnęła rękę. - Dobrze, że tu tyle śniegu. Chodź, wracamy do domu. 
____________________
Przecinki mnie nie lubią. I wzajemnie. 

6 komentarzy :

  1. okay, to było genialne! jak na razie najlepszy rozdział według mnie i to nie dlatego, że wszystko zrozumiałam, ale dlatego, że było w nim tyle uczuć i emocji *.* myślałam, że przyjebię Darnenowi, jak przeczytałam o tym, że swojego psa zamknął w jakimś schowku -.- jego też by można tak zamknąc, to może już by tak nie robił! a Ray, ach uwielbiam tego chłopaka, najlepsze było jego przemyślenie na temat latających ptaków ^^ uwielbiam takie pozytywne osoby

    OdpowiedzUsuń
  2. Długo kazałaś czekać na ten rozdział ale gdy już się pojawił to szczęka mi opadła.
    Darden - co za cholerny kretyn! Jak dobrze, ze dziewczyna z nim skończyła, nawet palcem nie chciałabym dotknąć osoby, która krzywdzi innych, co niby zrobił ten biedny piesek, żeby siedzieć w ciemnym, ciasnym schowku bez jedzenia? ;/ Bardzo prawdziwe były myśli Raya ;d matematyka = zło tego świata. ;) bardzo lubię jego postać, zwłaszcza po tej akcji u Dardena gdy Ray wziął psiaka do siebie :) nie będę się więcej rozpisywać, jakoś nie mam weny, szkoła zabiera mi całą kreatywność i wolny czas ;| pozdrawiam.
    /pozorne-szczescie/

    OdpowiedzUsuń
  3. No taaak, przecież ze mną to zawsze tak jest. Zastanawiałam się czy wyrobię się z lekturą twojego opowiadania do końca tygodnia, a jednak pochłonęłam te kilka rozdziałów, które mi zostały w jeden dzień. Miałam się uczyć, a siedzę u ciebie na blogu i to twoje wina ;D Nie, no oczywiście, że nie, ale lepiej zwalić winę na kogoś innego niż przyznać się, że nie chce mi się sięgać do książek i wolę robić coś stokroć przyjemniejszego, a mianowicie zapoznać się z dalszymi losami Aimee i reszty twoich bohaterów ^^
    No, ale do rzeczy, bo zboczyłam trochę z tematu.
    Rozdział tradycyjnie bardzo mi się podobał. Był chyba nawet dłuższy od poprzednich, a skończyłam go czytać w zastraszającym tempie.
    Nie polubiłam Dardena, ale to chyba nie jest zaskoczenie. Takich postacie ciężko jest zaakceptować. Już z samej wypowiedzi Joy poczułam do niego niechęć, która tylko pogłębiła się, gdy on sam wkroczył do akcji. Jak mógł zamknąć biednego psa w jakimś schowku? Co za debil, idiota skończony!
    Jakie szczęście, że Nan go usłyszała i zabrała od tego potwora ;/ Nie cierpię takich ludzi! Mam nadzieję, że dziewczyna w końcu przejrzy na oczy i zostawi go w cholerę.
    W każdym razie czekam na nowy rozdział.
    Pozdrawiam serdecznie!


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Jakie było moje zdziwienie jak zobaczyłam tyle Twoich komentarzy :) Cieszę się, że się podobało. I doskonale Ciebie rozumiem, ciężko jest się zabrać do nauki.
      A Nan już wychodząc od Dardena, zdecydowała skończyć z nim, chociaż nie wypowiedziała tego na głos.
      Również pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję!

      Usuń
  4. Mam szczerą nadzieję, że wybaczysz mi nie wypisanie błędów tym razem. Wiesz, zbijam wagę do zawód, od dwóch tygodni nie jem słodyczy, a został mi jeszcze jeden. Mam przez to za mało cukru we krwi, a co za tym idzie energii. Ledwie żyję. Więc po prostu nie mam siły na korektę. Nie tym razem, przepraszam. Mam nadzieję, że zrozumiesz.
    Sam rozdział ciekawy. Podobała mi się postawa Nan, ta psychiczna. Nie zapisana w Twoich słowach. Między wersami można się doszukać czasem tak wielu rzeczy... ^^
    Piszesz coraz ładniej, choć błędy są, to jest ich mniej, a czytanie prostsze, płynniejsze. Innymi słowy - na duży plus!
    Żeby nie było niedomówień - rozdział mi się rzecz jasna podobał, Darden choć osobliwy i raczej niekorzystny to dobrze wykreowany. Żeby opowiadanie miało smak potrzeba takich bohaterów.
    Pozdrawiam i czekam na następny, a przy okazji zapraszam an to coś, co stworzyła moja dziwna głowa - . -

    OdpowiedzUsuń
  5. Widzę, że nie tylko ja zrobiłam sobie dłuuugą przerwę :D Mam nadzieję, że szybko wrócisz do pisania i dasz znać gdy to się stanie :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń