poniedziałek, 23 lipca 2012

Rozdział 3

     Ociera mokre policzki z łez, odsuwając się od okna i kierując w stronę klepsydry. Po tym co zobaczyła musi wrócić. Nie może pozwolić, żeby to wszystko się zdarzyło. Wierzy, że to co zobaczyła, nie zdarzyło się jeszcze, nie minęły nawet dwa dni, czasem nie było jej dłużej, więc teraz też na pewno nie zauważyli jej zniknięcia. Nigdy nie myślała, co może się wydarzyć, gdy jej nie będzie, owszem, wiedziała, że na pewno by cierpieli, ale zobaczyć to tak, jakby się stało obok, wpłynęło na jej decyzję.

     Ostatnie ziarnka piasku opadały do dolnej części klepsydry jakby wolniej. Aimee dotknęła jej i powiedziała cicho:
- Wracam. - W tym samym momencie okno zmieniło się w drzwi i wszedł wysoki mężczyzna, ubrany na czarno. Miał lśniące, ciemne włosy do ucha i zagadkowy uśmiech. Po chwili się odezwał, a Aimee rozpoznała jego głos.
- Zdecydowana?
- To ty! Jak to zrobiłeś? - Mężczyzna uśmiechnął się szerzej.
- Lata praktyki. A więc wracasz - bardziej stwierdził niż zapytał.
- Wracam.
- Jesteś pewna? Nie będzie odwrotu.
- Tak. A czy... - zamilkła na chwilę - będę pamiętać to co się tu wydarzyło?
- Wszystko.

     Dziewczyna chwilę się zastanawiała, jednak już decyzja podjęta. Wraca.

- Chodź za mną - przerwał ciszę mężczyzna i dotknął małym palcem niewielkiej kropelki niedaleko okna, której Aimee wcześniej nie zauważyła. Okno zamieniło się w drzwi, które po chwili się otworzyły. Zeszli tymi samymi schodami, którymi dostali się na górę. Tylko, że wcześniej szła za głosem, albo duchem, a teraz ten głos miał również ciało. Kim on jest?
- Ty znasz moje imię, mogłabym poznać twoje? - zapytała, spodziewając się odpowiedzi "Dowiesz się w swoim czasie".
- Lasair - oznajmił, spoglądając na Aimee.
- Zawsze pokazujesz się jako... um, duch? - podsunęła kolejne pytanie, póki Lasair był chętny do rozmowy. Na jej pytanie odpowiedział szerokim uśmiechem i po chwili się odezwał:
- Nie jestem duchem. Zmieniłem się w mgłę. Tyle, że praktycznie niezauważalną. Kiedyś też się nauczysz.
- Jak to kiedyś też się nauczę? - zdziwiona, powtórzyła jego słowa.
- A co? Od razu byś chciała władać każdą mocą? To nie takie łatwe, trzeba wiele czasu i uwagi, żeby to wszystko przyswoić. - Gdy to mówił, zbliżali się do wielkich drzwi, które się otworzyły, wyczuwając ich obecność.
- Nie chodzi mi o to, że długo to ma trwać, tylko co? O czym ty w ogóle mówisz?
- Czemu tak się dziwisz? Na pewno musiałaś zauważyć, że nie jesteś całkiem normalna - ciągnął spokojnym głosem, wchodząc do Wielkiej Sali, wypełnionej mgłą, jednak nie tak gęstą jak poprzednio.
- Jestem nienormalna?
- Nienormalna, niezwykła. Chyba nie chcesz powiedzieć, że twoje sny są czymś normalnym dla innych ludzi, co? - zapytał, spoglądając na dziewczynę. Zastanawiał się czy powiedzą mu więcej niż on sam wie. Zawsze wiedział tyle ile potrzeba, ale nigdy ze szczegółami. Jeśli się postara, może dowie się?
- Czy ty wiesz o mnie wszystko?

     Co to za miejsce, w którym znają mnie bardziej niż moja rodzina? 

- Tylko tyle, ile trzeba - zamilkł, przystając i odwracając się w stronę Aimee.
- A ile wiesz o moich snach? - zadała kolejne pytanie, szczerze zainteresowana ilością posiadanych przez niego informacji.
- Niezbyt dużo. Praktycznie jedyne co wiem, to tyle, że nie są przyjemne.
- Nie są przyjemne? To chyba najłagodniejsze określenie - zamilkła i po chwili odezwała się znacznie ciszej, już nie tak radosnym głosem. - To mi się ciągle śni.

     Zastanawiała się czy powiedzieć więcej. Nigdy nie opowiadała o swoich snach nikomu. Z resztą, kto by jej uwierzył. Jednak podświadomie czuła, że tutaj jej uwierzą. Lasair jej uwierzy. Zebrała siły by coś powiedzieć, chociaż w jej głosie czuć, że nie było to dla niej łatwe.

- Kładę się spać i boję się zamknąć oczy. Myślisz, że dlaczego spałam tak często u babci? Na pewno nie z powodu wielkiej sympatii do niej. Owszem, da się ją polubić, w pewnym stopniu. W nocy jej chrapanie było jak lek na bezsenność dla pragnącego snu, z tą różnicą, że ja nie chciałam spać, a to chrapanie mi to dawało - przerwała, a Lasair jedynie spokojnie na nią spoglądał, nie chcąc jej pośpieszać. - Tylko gdy zasypiam śni mi się, że ktoś umiera, na moich oczach - powiedziała tak cicho, że gdyby nie stał blisko niej, nie usłyszałby. Była spokojna, jednak w głowie przelatywały jej urywki snów, płacz, krzyk.
- Za każdym razem, gdy śpisz tak masz? - odpowiednio dobierał słowa. Nie zna jej na tyle dobrze, żeby przewidzieć jak zareaguje na pytanie, na które nie chce odpowiadać.
- Nie. - Spojrzała na Lasaira. - Czasem... Czasem śni mi się mgła. Tak gęsta, że widzę tylko siebie. Uwielbiam tę mgłę. Jest błogą ciszą. Spokojem. - Zamilkli oboje.

     Mgła, otaczająca ich wokoło powoli robiła się gęstsza. Aimee przypominała właśnie te sny, podczas których spała spokojnie. Przechadzała się po ledwo widocznych łąkach, zatopiona w swoim świecie.

- A to co ci się śni, jest... Dzieje się naprawdę? - Bardziej stwierdził niż zapytał, jednak Aimee odpowiedziała.
- Tak, ale nie w tej chwili, gdy to mi się śni. Czasem zaraz po przebudzeniu, czasem na drugi dzień. Po tygodniu lub później. Nie potrafię tego wyczuć. Ja tylko obserwuję to, co się dzieje. Nie mogę na to wpłynąć.
- Zawsze śni ci się coś złego?

     Od każdego pytania i każdej odpowiedzi mija dłuższa chwila. Jednak Lasairowi to nie przeszkadza. Pamięta swoje początki i wie, że opowiadanie o takich rzeczach nie jest najprzyjemniejsze. Każdy ma swoje lęki.

- Śmierć, ból...
- Widzisz twarze?
- Tych ludzi? - Zastanawiała się przez dłuższą chwilę. - Czasami. Najgorzej jest gdy śni mi się jakaś osoba kilka dni po kolei. Widzę jej ból i nic nie mogę zrobić. Tylko bezczynnie patrzyć. - Przeniosła wzrok z mężczyzny, by spojrzeć mu prosto w oczy. - Wiesz jakie to uczucie, widzieć osobę, która woła o pomoc, patrzy ci w oczy, a ty nic nie możesz zrobić? - mówiła z trudem, nie mogąc w pełni panować nad głosem. - Nie możesz się ruszyć, nie możesz nikogo zawołać. A kilka dni później widzisz w wiadomościach czy czytasz w gazecie, że ta osoba już nie żyje? - wyrzuciła z siebie. Lasair wyczuł w jej głosie ból. Aimee przymknęła oczy, żeby nie myśleć o tym teraz.
- Szukasz czasem tych ludzi? Żeby im pomóc?
- Tak. Czasami zajmuje mi to kilka dni, ale zawsze gdy znajduję, jest już za późno. Wiesz, czego najbardziej nie rozumiem? - wyznała coraz słabszym głosem.
- Tak?
- Jeśli ten dar, który dostałam, powiedzmy, że to dar, że dar który dostałam, marnuje się. Musiałam go dostać w jakimś celu, prawda? Więc jeśli już go dostałam, dlaczego nic nie mogę dla tych ludzi zrobić? Czy Ten, który mi to dał, ma jakiś cel w moim bólu? - powiedziała cicho, jakby do siebie.
- Czy... Czy ta niemożność poradzenia sobie z tym wszystkim, czy to właśnie spowodowało, że chciałaś skończyć swoje życie? - powiedział spokojnie i powoli.
    
     Wiem, że ostatnie słowa są prawdą, bo tak, przecież targnęłam się na swoje życie i przecież nawet mi się udało. Jednak słowa wypowiedziane na głos mają o wiele większą siłę niż myśli. Co mam mu odpowiedzieć? Co z tego, że bardzo dużo o mnie wie. Ledwo go poznałam, nie mogę wszystkiego mu mówić. Nie chcę mu wszystkiego mówić. 

- Nie. Złożyło się na to więcej rzeczy, ale pozwól, że skryję resztę, tak jak woda skrywa siedem ósmych góry lodowej, która zatopiła Titanica.

     To moja decyzja. Nie muszę o niej nikomu mówić. Tym bardziej, że jest możliwość jej cofnięcia. 

- A dlaczego zdecydowałaś się wrócić?
- Widziałam... Widziałam to, co działo się gdy mnie już nie było i to co zdarzy się później... To... Ja nie umiem tego wytłumaczyć, poczułam, że muszę wrócić. Po prostu muszę i już.

     Zapadła długa cisza, podczas której każde z nich zajęte jest swoimi myślami. Mężczyzna zastanawiał się co odpowiedzieć dziewczynie. On zna całą prawdę, ona nie. On wie, że ona nie jest zwykłą dziewczyną. Jednak nie może powiedzieć jej za dużo. Nie on o tym decyduje, chociaż gdyby to od niego zależało, dowiedziałaby się wszystkiego o wiele wcześniej. Już i tak wiele wycierpiała.

- Sama widzisz, to że tu trafiłaś, jest znakiem, że nie jesteś zwykłym człowiekiem. Postanowiłaś, że wracasz na ziemię, jednak to nie znaczy, że dostałaś się tu bez celu. Masz coś, czego nie mają inni, ale żeby tego dobrze użyć, musisz dowiedzieć się jeszcze wielu rzeczy i, co najważniejsze, ćwiczyć. W skrócie: wrócisz tu nie raz. A teraz uciekaj - rzekł i widząc minę Aimee, dodał - wszystkie pytania zostaw na następny raz.
- To chyba będę musiała je sobie zapisać. - Po raz pierwszy szeroko się uśmiechnęła.
- Teraz skoncentruj się na miejscu, w którym ostatni raz byłaś. Poczuj ostatni zapach, dotyk. Zobacz to miejsce.
- Ale ja ostatni raz byłam na dnie...
- Wiem - przerywał jej. - Wyobraź sobie chwilę przed.

     Siedzę w łódce, jest ciemno, wilgotno. Wokoło unosi się gęsta mgła. Łodka kołysze się lekko na wodzie, a na niej siedzi ptak i patrzy mi prosto w oczy. Nie ruszam się, żeby go nie wystraszyć. Po chwili macha skrzydłami i odlatuje.

     Otworzyła oczy i nie była już w mgielnej sali, ale w łódce, w której była ostatni raz na ziemi. Nie jest ciemno, zaczyna się powoli rozjaśniać, prawdopodobnie niedługo wzejdzie słońce. Aimee wzięła wiosła do ręki i podpłynęła do miejsca, gdzie je zawsze zostawiają.

     Czyli minął jeden dzień. Tamtego dnia jeszcze rano byłam, mówiłam mamie, że idę spać do babci Meghan. Spędziłam tam cały dzień, ale czułam jakbym była z godzinę, najwyżej dwie.

     Dopłynęła do brzegu, wyskoczyła i wciągnęła łódkę. Złapała dłońmi gruby sznur, zawieszony wyżej i zaczęła się wspinać na górę, stawiając stopy w wydrążonych w ziemi dołkach tak, że tworzyły jakby drabinę. Kiedyś była tu prawdziwa drabina, ale nikt nie wpadł na to, że może nie wytrzymać ciężaru ich wszystkich. Całe szczęście, że nic im nie było. Jednak i AJ, która była najniżej, i na którą spadli wszyscy, tworząc ludzką kanapkę, i Joy, która była na samej górze, miały sporo siniaków. Drabina była stara, zresztą taka jak i łódka, którą pływali. Pewnie kiedyś ktoś przychodził tu tak często, jak oni teraz.
    
     Aimee dostała się na górę i skierowała ku piaszczystej, leśnej drodze.

     Ciekawe co ma znaczyć to, że muszę wracać i ćwiczyć. Co ćwiczyć? Znikanie jak Lasair? Muszę go zapytać następnym razem. O dużo rzeczy muszę go zapytać. Musi mi wszystko wyjaśnić, jeśli chce, żebym tam wracała.

     Skręciłaa na główną drogę. Po kilkunastu minutach marszu, widać już z daleka blok, w którym mieszka babcia Meghan. Pójdzie do niej pierwszej, żeby nie poleciała do mamy. Wspięła się po schodach na piętro babci, szukając po drodze kluczy w plecaku. Otworzyła drzwi po cichu, żeby nikogo nie obudzić. Był ranek na pewno jeszcze śpią...

- Gdzieś ty była? - powitał ją wrzask babci, który obudził pewnie pół bloku. - Gdzie ty się włóczysz dniami i nocami?
- Oj babciu...
- Oj babciu, oj babciu! - zaczęła przedrzeźniać wnuczkę. - Czy ty wiesz ile ja się czasem strachu najem, gdy cię nie ma?

     Mhm, szczególnie między jednym chrapnięciem, a drugim.

- A wy już do łóżek!

     Odwróciła się do sióstr, których sekundę temu czubki nosów widoczne były w szparze między drzwiami a ścianą. Aimee, korzystając z chwili, przebiegła przez korytarz i wpadła do pokoju, sąsiadującego z pokojem babci. Wszystkie cztery patrzyły po sobie, czekając, która pierwsza się odezwie, jednak ciszę przerywały tylko urywane słowa, wykrzykiwane przez babcię:

- ...wychowanie... pokazała... matka... dyscyplinę... wezmę...
- Która jest godzina? - odezwała się w końcu Aimee.
- Po piątej - odpowiedziała Suzie, która już wgramoliła się do wielkiego łóżka.
- To dobrze, jeszcze zdążę się trochę przespać. Myślicie, że w sobotę babcia da nam dłużej... - Aimee nie dokończyła pytania, bo przerwał jej dźwięk otrzymanej wiadomości.
- Ledwo od niego wróciłaś, a on już się stęsknił? - AJ spojrzała na siostrę i próbowała się szczerze uśmiechnąć, by nie ujawnić tłumionej zazdrości. Aimee wzruszyła ramionami, rzuciła plecak na ziemię i wyszła do łazienki. Eileen i Suzie mruczały coś do siebie po cichu i przykryły się szczelniej kołdrą. W pokoju były dwa dość duże łóżka, jedno dzieliły Eileen i Suzie, drugie AJ i Aimee. Jednak rzadko się zdarzało, żeby spały wszystkie cztery u babci Meghan.

     AJ słyszała, że Eileen i Su już spały, gdy Aimee wróciła z łazienki.
- Śpisz? - szepnęła Aimee.  AJ próbowała oddychać równomiernie i dość głośno, by udawać, że śpi. Gdy już wyczuła, że siostra położyła się równo i przestała się kręcić, uchyliła powieki i natychmiast je zamknęła, chroniąc oczy przed światłem. Poraził ją blask ekranu telefonu. Chwilę odczekała i ponownie otworzyła oczy, tak, żeby nie zostać zdemaskowaną.

     "Zmieniłem plany, nie wracam jutro, tylko w poniedziałek."

     Wiadomość od Daniela. Czyli nie była u niego? AJ zamknęła oczy, próbując poskładać myśli. Gdzie mogła być, jak nie było jej z nim? Zdradza go? AJ chciała się odezwać, zapytać, ale w ten sposób by się zdradziła. Musiała siedzieć cicho, chociaż narastała w niej złość na siostrę. Przecież często nie ma jej w domu, co jeśli nie ma jej wtedy ani u babci, ani u Daniela? I on o niczym nie ma pojęcia. Nie. Stop. Nie mam żadnego dowodu. AJ uspokajała samą siebie. Postanawiała nie patrzeć już w telefon Aimee. Nie chciała wiedzieć już nic więcej. Słyszała klikanie w klawiaturę, po kilku minutach cichą wibrację i tak kilka razy na przemian, aż usnęła.




- Pobudka! - jednym wrzaśnięciem obudziła cztery wnuczki.
- Ale babciu, jest siódma... - jęknęła Aimee.
- To po coś się włóczyła niewiadomo gdzie, całą noc? Wszyscy się jakoś wyspali.
- No chyba jakoś nie. Chyba zainwestuję w coś przeciw chrapaniu dla babci - AJ mruknęła zaspana, ale dość wyraźnie by zrozumieć.
- Wasza matka powinna coś z tym zrobić, jak...
- Jesteśmy pełnoletnie, co nam może zrobić? - przerwała jej Eileen.
- Właśnie, nie wyrywa się starych korzeni, czy jakoś tak... - na słowa AJ wszystkie siostry wybuchnęły śmiechem.
- Nie przesadza się starych drzew - poprawiła ją Eileen, ciągle się śmiejąc.
- Zaraz mi tu wstawać i ścielić łóżka! Za dziesięć minut przyjdę sprawdzić.
- Czy babcia ma jakiś wewnętrzny system selekcjonujący w głowie, który karze udawać, że nie słyszy, czy po prostu jest głucha? - Babcia po słowach AJ wyszła, trzaskając drzwiami. AJ opadła na łóżko i w poduszkę przyznała - czyli jednak to pierwsze.




- Już tylko tydzień i dwa dni do końca wakacji!
- No co ty, dobrze, że nam przypominasz, bo byśmy zapomniały. - AJ wywróciła oczami na słowa Connora, który na jej odpowiedź wyciągnął w jej stronę czerwony język. - Znasz inną odpowiedź niż to? - Dziewczyna zrobiła to samo.
- Czy ja ciągle muszę was stąd wyganiać? Nie masz swojego pokoju? - odezwała się Joy, podnosząc wzrok znad telefonu. - Ray napisał, że nie może z nami iść.
- Mosze spotkał na swoich biegach jakąsz dziewczynę - posunęła Nan, malując ostatniego paznokcia na czerwono.
- Albo chłopaka - dodała Joy i uśmiechnęła się rozbawiona.
- A gdzie idziecie? - zapytał chłopiec.
- A co czę to obchodzi?
- Chyba nie myślisz, że w sobotę wieczorem będziemy siedziały w domu?
- Connor, zmiataj stąd. - Joy odłożyła telefon na łózko, a chłopiec zrezygnowany wyszedł. Nan zaczęła wymachiwać rękoma, żeby oszukać mózg, że w ten sposób lakier szybciej wyschnie.
- Patszcie, już prawie mi wyszchły. - Pokazała dziewczynom, co wywołało krzyk Joy.
- Nan, coś ty narobiła?! - Pokazała jej swoją dłoń z tym samym odcieniem na paznokciach. Spojrzała z gniewem w oczach na przyjaciółkę. - Mówiłam, bierz wszystkie tylko nie czerwony!
- Joy, pszepraszam, zrozumiałam - biesz czerwony. - Wzruszyła ramionami, dalej przyglądając się swoim dłoniom.
- Joy, nie denerwuj mnie! - AJ krzyknęła na dziewczynę, widząc, że zmywa czerwony lakier. - No cię chyba pojebało, kto by zwrócił na to uwagę? 
- Ja! - odkrzyknęła Joy. AJ spojrzała na Nan, popukała się w czoło, kiwając na Joy, kiedy drzwi się otworzyły i do środka wbiegł czteroletni Riley z rękoma sztywno wyciągniętymi przed sobą.
- Jestem zombie zły! Jestem zombie zły! - powtarzał z zachwytem. Chodził po pokoju w kółko jak postacie z bajek, które ogląda. Co chwilę zdmuchiwał, spadające na oczy, włosy.
- Miałeś nie oglądać więcej tych bajek! - wrzasnęła Joy, jednak nie tak głośno jak brat. AJ złapała go w ramiona i przytrzymała.
- Puszczaj mnie zła babo! - krzyknął i próbował się wyrwać. - Spadówa cieniasku!
- Cieniasek mówisz? - Na twarzy AJ pojawił się chytry uśmieszek. Położyła chłopca na podłodze i za każdym razem, gdy próbował wstać, ponownie go kładła. W końcu Riley zaczął walić nogami w podłogę.
- Zostaw go, AJ - odezwała się Nan.
- Nie wtrącaj się maminsynku! A ty mnie puszczaj! - krzyczał mały, ciągle wyrywając się z uścisku. Nagle uderzył głową w podłogę i z nienawiścią w oczach powiedział - uderzyłem się przez tę wariatkę!
- Mazepa. - AJ ponownie położyła go na ziemi, tym razem doprowadzając go do furii.
- Rozgniotę was jak muchy! - zerwał się z wrzaskiem i ugryzł AJ w łydkę. Podbiegł do Nan i walnął ręką w jej czoło, krzycząc - czacha! - Wybiegł z pokoju, ale jeszcze w progu zatrzymał się i krzyknął - wszyscy jesteście mamincieniaski!
     AJ podciągnęła nogawkę spodni do góry i obejrzała cztery ślady po zębach. Nan, rozcierając czoło, podeszła do drzwi i gdy je zamykała, słychać było głos małego:
- Szukajcie szyszek, mamincieniaski!
- Słodki chłopiec. - Nan usiadła obok AJ.
- Ta-a. Mała gadzina - mruknęła Joy, malując paznokieć na niebiesko.



4 komentarze :

  1. ooo okay, tego sie nie spodziewałam, jeśli mam być szczera... nie sądziłam, że ona ma taki dar, szkoda tylko, że nie potrafi pomóc tym ludziom, ale wydaje mi sie, że z czasem sie tego nauczy... :) kurczę, dopiero pod koniec sierpnia? :c szkoda, ale ja na pewno będę czekać na kolejny rozdział :d

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo fajny rozdział. pomału zaczynam się w tym wszystkim odnajdywać na szczęście :)
    podoba mi sie pomysł tego daru. Ech.
    Szkoda tylko, że na kolejny post będzie trzeba czekać tak długo. No nic, czekam :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ho, gdybym miała takiego brata jak Riley, to już dawno bym go chyb zabiła. Nie należę do ludzi nad wyraz wyrozumiałych i cierpliwych, więc z pewnością siedziałabym już za morderstwo! Hhaha xd
    No, ale cóż poradzić, rodzeństwa się nie wybiera. Muszę jednak przyznać, że końcówka mnie rozbawiła. Takie kłótnie same w sobie mają jakiś zabawny akcencik za każdym razem, kiedy się je czyta ;d
    I oczywiście pytanko, które się w mojej głowie zrodziło podczas czytania: Jaką tę moc będzie miała Aimee? Musi to być coś bardzo poważnego, bo inaczej nie musiałaby wiele razy wracać do tego drugiego świata. Swoją drogą ciekawe, ile swoich śmierci będzie musiała wytrwać ;>

    OdpowiedzUsuń
  4. Znalazłam chwilę wolnego czasu między zagłębianiem się w parabole i słówka z angielskiego, więc postanowiłam tu do ciebie wpaść i nadrobić kolejne rozdziały ^^
    Podobał mi się ten rozdział.
    Dobrze, że Aimee podjęła taką, a nie inną decyzję. W ogóle cała początkowa scena wypadła bardzo dobrze i z przyjemności czytało mi się ich rozmowę.
    Podoba mi się też pomysł z mocą, daru dziewczyny. Oryginalny pomysł ;) Szkoda tylko, że póki co nieużyteczny.
    Idę czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń