wtorek, 4 września 2012

Rozdział 4


     Rzędy ogromnych drzew i stare, zawalające się domy nawet w ciągu dnia sprawiały niemiłe wrażenie. Teraz nocą, opuszczone przez ludzi budynki,  zamieszkałe przez duchy, które w porozumieniu z wiatrem straszyły każdego, kto śmiał przekroczyć ich terytorium, są tak przerażające, że nikt o zdrowych zmysłach nie ma odwagi tamtędy przechodzić.
     Z tego powodu Aimee nie chce tam przebywać, jednak jest tam coś, co nie pozwala jej się wycofać. Coś, co kieruje jej umysłem i każe biec właśnie tutaj. Zatrzymuje się pomiędzy dwoma torami i rozgląda wokoło. Lodowaty podmuch wiatru odbija się od jej gorących policzków i rozwiewa włosy. Nabiera kilka głębszych wdechów i rusza ponownie przed siebie. Gdyby nie ból, który odczuwa z przemęczenia, mogłaby pomyśleć, że jej tu nie ma, że nie biegnie na złamanie karku ciemną nocą, praktycznie ledwo odróżniając przedmioty wokoło siebie. Po kilkudziesięciu metrach jej ciało się buntuje i nie pozwala biec dalej. Aimee zatrzymuje się i opiera dłonie na kolanach, szybko łapiąc powietrze. Cisza wokół niej jest przerywana tylko przez świszczący wiatr i jej głośne bicie serca. Po chwili słyszy krzyk, cichy, jakby dziewczęcy, jednak nie jest do końca pewna czy to na pewno był krzyk, czy może odgłos nadjeżdzającego pociągu. Serce podchodzi jej do gardła, a nogi wrastają w ziemię. Każdy z trudem brany oddech trwa kilkadziesiąt razy dłużej, każde mrugnięcie powieką trwa latami, a poruszenie się w którąkolwiek stronę staje się niemożliwe. Charakterystyczny dźwięk rozpędzonego pociągu staje się coraz głośniejszy, jednak nie przebije on odgłosu uderzeń serca, które pompuje krew na potęgę, jakby wyczuwało, że to są jego ostatnie chwile i możliwe już nigdy nie spełni swojego obowiązku. Co jeśli nie da rady ruszyć się z miejsca i pociąg wjedzie prosto w nią? Co jeśli to nie był tylko dźwięk pociągu a czyjś krzyk? Krzyk kogoś kto jak ona nie może się stąd wydostać i wszystko co może zrobić to wzywać czyjejś pomocy?
     Włosy potargane przez wiatr, oblepiają jej twarz i gdy ściąga je z twarzy, dostrzega w dali za sobą światła pociągu.
     Gdy ponownie coś słyszy jest już pewna, że to krzyk. Krzyk przerażonej dziewczyny. W końcu postanawia się ruszyć, ale zamiast biec, ledwo może iść. Im szybciej się porusza, tym więcej torów przed sobą widzi. Dwoją się, troją przed jej oczyma, by znów powrócić do tych dwóch, istniejących. To zbliżają się do siebie tak, że ledwo się pomiędzy nimi mieści, to oddalają na kilka metrów.
     Nagle w ciemności zauważa cień postaci, siedzącej na jednym z torów. Jednocześnie słyszy rozchuczany pociąg za swoimi plecami. Nie wie czy ma się odwrócić, czy biec na pomoc dziewczynie. Szybko wyrzuca głowę za siebie i to co widzi, sprawia, że serce na chwilę jej staje. Wprost na nią pędzą dwa pociągi! Puszcza się pędem jeszcze szybciej, żeby chociaż odepchnąć dziewczynę ze śmiertelnej pułapki. Jednak zamiast przybliżać się do postaci, coraz dalej się od niej oddala. Zatrzymuje się, nie wiedząc co robić.
- Uciekaj! - krzyczy z całych sił i nie widząc rezultatu, ponawia krzyk, tym razem jeszcze głośniej - zejdź z torów!
Dziewczyna nawet nie drgnęła. Aimee odgarnia spoconymi dłońmi wosy z czoła. Jeśli zaraz czegoś nie wymyśli ta dziewczyna zginie. Odwraca głowę w stronę pociągów, które są coraz bliżej.
- Uciekaj!  - próbuje jeszcze raz krzyknąć, ale żaden dźwięk nie wychodzi jej z ust. Zalewa się łzami i pada na kolana. Naciska na nią silny podmuch wiatru, a za nim podążają dwa pociągi.
- Nie-e... - szepcze, ostatni raz odwracając się w stronę dziewczyny.




     Nan otwiera drzwi do swojego małego mieszkanka i wiesza klucze na haczyku. Cieszy się z tego, że wyprowadziła się od rodziców i w końcu może spokojnie żyć. Że może przespać całą noc i nikt nie obudzi jej krzykiem po drugiej nad ranem. Że nikt nie zrobi awantury, za podany nie ten widelec o jaki chodziło. Że nikt jej nie powie, że jest nikim, że do niczego się nie nadaje, że nic nie robi. Ten nikt to on. On czyli jej ojciec, chociaż ojcem jest tylko w dokumentach, ona nigdy nie uważała go za ojca. Nienawidziła i nienawidzi go z całego serca. Człowiek, który uprzykrzył jej każdy dzień. Wynajdywał najbłachsze powody by się kłócić.
     Podeszła do lustra nad łóżkiem, które wisi tam, bo nie ma dla niego lepszego miejsca. Ściąga frotkę z włosów i roztrzepuje je palcami. Wszyscy mówią jej zawsze, że jest bardzo ładna. Ma gęste, długie, ciemnoczekoladowe włosy, takie same oczy, przykryte gęstymi rzęsami i ciemną karnację. Ona jednak nigdy nie lubiała długo patrzeć w lustro. Z każdą minutą patrzenia w swoje odbicie widziała ojca. Jest tak bardzo podobna do niego. Za to nienawidzi też części siebie. Dlaczego nie może być ruda, tak jak jej mama? Z mnóstwem piegów na nosie? Dlaczego musi być tak podobna do człowieka, którego nie chce znać? Wie, że nikt nigdy nie odpowie na jej pytania, jednak zadaje je sobie za każdym razem, gdy patrzy w lustro. Nie lubi gdy Connan mówi jej, że jest piękna. To tak jakby składał komplement jej ojcu. 
"Chciałbym, żebyś była podobna do matki, żebym mógł udawać, że nie jesteś moją córką."
     Odwraca wzrok od lustra i siada na łóżku. Ciekawe co by zrobił ojciec, jakby się dowiedział, że matka jej pomaga i ukradkiem daje jej pieniądze. Chyba lepiej, żeby się nigdy nie dowiedział. Z myśli wyrywa ją dźwięk telefonu. Dzwoni Connan.
- Słucham?
- Gdzie byłaś? - odzywa się po drugiej stronie niemiłym głosem.
- Mmm, ładnie mnie witasz, tesz miło mi cię słyszeć.
- To gdzie? - dopytuje się, jakby nie usłyszał poprzedniego zdania. Nan wie, że i tak czego teraz nie powie, on i tak nie uwierzy. Connan jest strasznie zazdrosny, kontroluje ją i ciągle uważa, że Nan go zdradza.
- U Eileen.
- I ja mam ci uwierzyć? - mówi głosem, którego tak nie lubi. Czuje, że jest wściekły.
- A czemu miałabym kłamacz?
- No nie wiem, może żeby umawiać się z kimś za moimi plecami?
- Wesz jusz nie zaczynaj, ja nie mam czo robicz tylko się puszczacz na prawo i lewo.
- A co...
     Nie daje mu dokończyć, rozłącza się i rzuca telefon na łóżko. Coraz bardziej Connan zdaje się być podobny do jej ojca. Denerwuje się za każdym razem, gdy on oskarża ją o zdradę. To staje się na tyle męczące, że nie jest pewna czy miłość do tego człowieka wystarczy by to znosić. Po chwili ponownie słyszy dźwięk telefonu, nie patrząc na ekran odbiera z krzykiem.
- Po cholerę jeszcze dzwonisz?
- Czemu się rozłączyłaś? - odzywa się już spokojniejszym głosem, co wyprowadza Nan z równowagi.
- Nie chcę z tobą rozmawiać. - Nie chce słuchać przeprosin, jeśli i tak za kilka godzin będzie to samo. Jeśli tylko wyjdzie gdzieś bez niego. Czuje, że jeszcze chwila i zacznie seplenić.
- Nan, przepraszam...
- Connan, nie - przerywa mu - nie chcę tego słuchacz, minutę temu mówiłesz sze się puszczam z kaszdym czo popadnie.
- Kochanie, nie denerwuj się.
     Nan przymyka oczy. Wkurza ją to, że zaczyna tak seplenić, gdy się denerwuje. Zaczęło się tak jak była mała, matka chciała zabrać ją do logopedy, żeby ją z tego wyleczyć. Ojciec jej zabronił. Specjalnie zrobił to, żeby robiła z siebie idiotkę za każdym razem gdy się odezwie. Matka chciała zrobić to po kryjomu, a potem postawić go przed faktem dokonanym. Jednak on skutecznie jej to wyperswadował. Nan nie chce wiedzieć jak, czasem lepiej nie wiedzieć za dużo.
- Nan, aniołku, jesteś tam?
     Zawsze gdy coś spieprzy, robi się miły do obrzydzenia. Wolałaby, żeby był zawsze wredny, nie miałaby wtedy żadnych wątpliwości do tego, żeby go zostawić.
- Jestem. Pogadamy później, zadzwonię.
     Nie czekając na odpowiedź, rozłącza się. Obiecała Joy, że jeszcze do niej wpadnie, razem z Ray'em mają przygotować imprezę dla AJ, Aimee i Eileen, z okazji ich urodzin. Oczywiście żadna impreza niespodzianka, dziewczyny wiedzą, nawet chciały pomagać, ale Joy się nie zgodziła. Co roku robią taką imprezę, niby urodzinowa, niby pożegnanie wakacji, jednak dla większości zaproszonych nie jest ważny powód organizowania takowej, a fakt, że będzie się można urżnąć. W tym roku robią ją w domu babci Joy, która zgodziła się na ten czas przenieść do domu Joy, pod warunkiem, że nic nie ucierpi. Dlatego wybierają się tam dziś, żeby pochować najcenniejsze rzeczy.
     Wiąże włosy w wysokiego koka, łapie w locie coś z lodówki i telefon z łóżka, i wychodzi z mieszkania.




- AJ, ja zaraz muszę iść, a ty pieprzysz jakieś głupoty! - warczy Joy, latając po domu i wrzucając do torby wszystko, co wydawało jej się potrzebne.
- To nie są głupoty, ja ci się zwierzam, a ty...

- Zwierzasz? Ty knujesz przeciw Aimee, a nie się zwierzasz - mówi nawet nie patrząc na AJ.
- Niczego nie knuję, po prostu mówię, że Aimee nie była u Daniela.
- AJ, ja wiem, że szukasz każdej okazji do tego by udowodnić, że Aimee nie pasuje do Daniela, ale nie mów mi...
- Nie o to chodzi, Joy! - przerywa przyjaciółce. - Napisał do niej, że wraca w poniedziałek, a wtedy była sobota. Nie była u niego - próbuje spokojnie tłumaczyć, ale widzi, że Joy słucha jej jednym uchem. 
- Może była u babci. - Dziewczyna na siłę chce bronić Aimee przed siostrą. 
- Joy, czy ty w ogóle mnie słuchasz? Mówiłam, że wszystkie spałyśmy wtedy u babci - podnosi głos. - Ona ma kogoś innego!
- No dla ciebie to by było na rękę, wtedy ty zabrałabyś się za Daniela. 
- Nie...
- Jasne to dlaczego tak się tym interesujesz? Przecież nie obchodzi cię, co robi twoja siostra. No jeśli nie ma to związku z Danielem... - po raz kolejny AJ nie pozwala dokończyć przyjaciółce. 
- Joy...
- Alice! - krzyczy Joy, nie dopuszczając jej do głosu. Następuje grobowa cisza, Joy mówi do AJ jej pełnym imieniem tylko wtedy gdy jest bardzo wkurzona. A u Joy jest to rzadkość, można policzyć na palcach u jednej ręki, ile razy powiedziała do AJ Alice. Po chwili odzywa się już o wiele spokojniej, patrząc jej w oczy. - AJ, znam cię o wiele bardziej niż twoje siostry i dobrze wiem, że tylko czekasz aż tych dwoje się rozejdzie. 
     AJ przez moment patrzy na przyjaciółkę, nic nie mówiąc. W głębi serca wie, że Joy ma rację, ale nie chce się głośno do tego przyznać nawet przed samą sobą. Co z tego, że kocha chłopaka swojej siostry. Wie, że oni się kochają i nawet gdyby się rozeszli, co jest mało prawdopodobne na ten moment, AJ nie mogłaby być z Danielem. 
- A czemu miałabym na to czekać? Mi chodzi tylko o Aimee...
- Mmm, a mi tu jedzie czołg - mruczy, dotykając palcem wskazującym dolnej powieki. 
- No to ci, kurwa, jedzie. 
Joy otwiera usta, by odpowiedzieć AJ, gdy dzwoni dzwonek do drzwi. Zmienia zdanie i mówi tylko:
- To Nan. AJ, nie wyganiam cię, ale spierdalaj. 
AJ wściekła na przyjaciółkę wstaje i ze złością wymalowaną na twarzy otwiera drzwi. Mija Nan, rzucając krótkie "cześć". 
- Cześć - odpowiada i marszcząc brwi, ogląda się za AJ - co ją ugryzło? 
Joy tylko macha ręką, dając znak, że to nic ważnego i obie wychodzą z domu. Na ulicy już stoi samochód Ray'a, który czeka oparty o szybę. Gdy zbliżają się, Ray przejeżdza wzrokiem od twarzy do stóp Joy i spowrotem, zatrzymując się na oczach. 
- Cześć dziewczyny. 
- Hej - rzucają chórem. Otwiera im drzwiczki i po chwili sam wskakuje na fotel kierowcy. Zerka we wsteczne lusterko, mówiąc:
- Nan, prostujesz mi bluzę. 
Joy uśmiecha się pod nosem, gdy Nan przeprasza i odkłada bluzę na bok.
- Ray, słyszałeś o tym, że Abbie wczoraj miała wypadek? Wjechała w most obok apteki i o mało co nie wjechała do rzeki. 
- Jaka Abbie? - Nan spogląda pytająco na Joy.
- Nie słyszałaś? Na jakim ty świecie żyjesz? Abbie Marsden, ta co chodziła z...
- A ja słyszałem, że wpadła do rzeki. 
- Była pijana? - dopytuje się Nan.
- Nie.
- Tak.
Joy i Ray odpowiadają w tym samym momencie. 
- Nie była pijana i nie wpadła do rzeki. Jechała samochodem rodziców...
- A nie kombajnem? Zmiotła ten most...
- Samochodem!
- Ej! - krzyczy Nan, próbując uspokoić tych dwoje. Jednak oni zdawali się nie zauważać jej krzyków i zanim dojechali do domu babci Joy, Nan nie wiedziała czy Abbie w końcu jechała rowerem i wpadła do rzeki, czy prowadziła samochód i wjechała w aptekę. 

     Ledwo samochód się zatrzymuje, Joy wyskakuje z niego i rzuca się w ramiona czekającej przy ulicy babci. Jak na babcię jest całkiem młoda. 
- Babciu-u-u! 
- Dzień dobry dzieci. - Uściska dłonie Nan i Ray'a.
- To ja już jadę, a jak z czymś będziesz miała problem, to dzwoń. - Wręcza wnuczce klucze i wsiada do swojego samochodu.
- Dobrze babciu. 
Tylko to mówi, a kobieta już rusza. 
- I ona nicz nie marudzi, co masz schować, z czym uważacz? Moja nagadałaby się z godzinę, a potem połowę i tak szama by zrobiła. - Joy śmieje się tylko na słowa Nan i rusza w stronę domu. 
     Dom jest całkiem duży, na parterze mieści się kuchnia, łazienka, ogromny salon i jadalnia, a na piętrze pięć pokoi. W jednym kiedyś spała pani Howell z mężem, który już nie żyje, a w pozostałych jej dzieci, w tym mama Joy. 
- Możemy się rozejrzecz? - pyta Nan, wchodząc do jasnej, przestronnej kuchni. 
- Jeszcze się pytasz, jasne! - odpowiada dziewczyna, rzucając torbę w kąt. 
- Nie rzuczaj torby na podłogę, moja babcia mówi, sze to przynosi pecha. 
Joy patrzy ze zdziwieniem na Nan, ale przekłada torebkę na krzesło obok wielkiego stołu w jadalni, zaraz obok kuchni. Wszystkie pomieszczenia są w jasnych kolorach, mają duże okna i wielkie firany w nich. W obszernym salonie są dwie sofy i trzy fotele ustawione w kole a po środku stolik. W każdym rogu jest duży kwiat, ale nikt z nich nie potrafi ich nazwać. Jest też kilka pelargonii na jednym z parapetów.  
- Twoja babcia nie ma telewizora? - pyta Ray, wchodząc za dziewczynami do salonu. 
- Ma w którymś pokoju na górze, ale praktycznie nigdy go nie ogląda. 
Chłopak siada na kremowej sofie i pyta:
- Więc od czego zaczynamy? 
- Wyniesiemy wszystkie kwiaty, dywan i te wszystkie szklane śmieci do pokoju na górze, a potem go zamkniemy na klucz. To na początek. 
- To ja wynoszę kwiatki. A wy męczcie się sz tym dywanem - mówi Nan od razu zabierając się do pracy. 
- Większego dywanu to już się nie dało... - marudzi Ray, odsuwając sofę, która ledwo się rusza. 
- Jak ja nienawidzę pelargonii, one tak szmierdzą jak się je poruszy... - jęczy Nan i podnosi doniczkę. 




     Gdy Aimee budzi się zlana potem, nie wie co ma zrobić. To co jej się przyśniło... Nie... To nie może być prawda. Jednak jej sny zawsze się spełniają. Zawsze. Wcześniej nie była pewna czy wróci do Krainy Mgieł, jednak sen, z którego właśnie się obudziła zdecydował za nią. To co zobaczyła nie może się zdarzyć. Nie może. Ona nie może na to pozwolić. Co innego patrzeć na śmierć obcych osób. A patrzeć na śmierć kogoś bliskiego jest czymś czego nie da się opisać. Ból, który czuła w tym momencie był niewyobrażalny. Jeśli tylko się jej uda musi coś zrobić. Nie może dopuścić by to się stało. Nie dopuści by tak się skończyła impreza z okazji urodzin jej sióstr i jej. 

4 komentarze :

  1. przeczytałam to o szóstej rano, jak sie obudziłam i dorwałam do telefonu, więc jeśli komentarz będzie dziwny, to się nie przejmuj. ten sen.. nieźle realistyczny, ja myślałam, że ona znów do tej krainy trafiła czy coś, a to sen był... tylko kim była ta siedząca na torach dziewczyna? któraś z jej sióstr, a może przyjaciółka? weź, nie lubię cię za to! miałam właśnie sie za rozdział brać, ale jak mam sie skupić, skoro wciąż myślę o tym, co dzieje sie w twoim opowiadaniu? i to niby ja tajemnicze rozdziały piszę? no to popatrz na swoje! i wiesz co? warto było czekać tyle czasu na rozdział i tak wcześnie rano go przeczytać, dzięki temu więcej ogarnęłam :d

    OdpowiedzUsuń
  2. jak Ty to robisz, ze cały czas w trakcie rozdziału utrzymujesz taki niedosyt i ciekawość przez cały rozdział? pewnie gadam głupoty, ale takie wrażenie robią na mnie Twoje twory :)
    sen, sen, nieźle Ci wyszedł. Przez chwilę nawet zwątpiłam czy to na pewno jest sen :P interesuje mnie ta dziewczyna na torach. kim była?
    mam nadzieje że na kolejny wpis nie będziesz nam kazała tak długo czekać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Na początku powiem, że wkradło się kilka błędów ale każdemu się one zdarzają,
    Same opowiadanie jest ciekawe i tajemnicze.
    W niektórych miejscach naprawdę skrywa wiele emocji, które wzbudzają zachwyt i ciekawość jak u mnie.
    umiesz zaskakiwać i intrygować a sam opis snu był tak realnie niesamowity.
    naprawde pozytywnie zaskoczyłaś.
    http://niewolnicy-przeznaczenia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. No to jestem w połowie ;D Z jednej strony cieszę się, że mogę sobie poczytać twoje opowiadanie i nie czekać na kolejne rozdziały, ale z drugiej już chciałabym dotrzeć do obecnych wydarzeń ^^ Pewnie zrobię to do końca tygodnia przy odrobinie szczęścia.
    Rozdział bardzo ciekawy. Najbardziej zainteresował mnie ten jej sen. Strasznie realny ;) Tylko kim była ta dziewczyna? Z końcówki wynika, że to ktoś kogo Aimee dobrze zna. Kurczę, mam nadzieję, że tym razem uda jej się powstrzymać tak tragiczne wydarzenia.

    OdpowiedzUsuń