sobota, 1 grudnia 2012

Rozdział 6


Eileen usadowiła się wygodnie w miękkim fotelu pod oknem z książką w ręku. Lubiła dni takie jak ten, gdy w domu było spokojnie, a ona mogła poświęcić czas tylko dla siebie. Mama, babcia i Su wyszły na spacer, Aimee robiła, a przynajmniej próbowała robić, coś do jedzenia, a AJ leżała na swoim łóżku po drugiej stronie pokoju. Mimo że było już po południu, ona wciąż spała, chociaż trudno było się temu dziwić, po tak późnym powrocie do domu.

Eileen wróciła wcześniej, chociaż Aimee nie chciała jej wypuścić. W ogóle miała wrażenie, że siostra cały czas ją obserwuje, nawet teraz, nim przeczytała kilka stron, Aimee była w pokoju dwa razy. Pogrzebała w szafce i wyszła, przedtem spoglądając kilkakrotnie na siostrę. Od kilku dni zachowywała się dziwnie, była w domu o wiele częściej, spędzała dużo czasu z Eileen, a nawet rozmawiała z nią, co już było nie do pomyślenia, zazwyczaj po prostu się mijały. Teraz Aimee sprawiała wrażenie jakby chciała nadrobić czas, który straciła.

 Eileen zawsze starała się być pogodna i uśmiechnięta, jednak gdy myślała o siostrach, jej umysł zakrywały chmury, których nie potrafiła odgonić. Nie była taka jaka chciałaby być. Nie była taka jak one. I im dłużej o tym myślała, tym bardziej nie lubiła siebie. Czuła jakby wszystkim zawadzała. Dlatego zawsze próbowała być uśmiechnięta, nie robić nikomu kłopotów i nie wtrącać się tam gdzie jej nie chcieli. Czasem dziwiła się, że ludzie mówili o niej w samych superlatywach, a przecież ona wcale nie była tak pogodna jak każdy sądził. Jednak tę informację zostawiała dla siebie. Tak było lepiej. Lubiła jak ktoś się uśmiechał i chciała pokazywać innym plusy życia. Nawet jeśli sama w nie nie wierzyła.

Lubiła być sama, jednak w jej domu było to prawie nie możliwe. Chciała znaleźć miejsce, gdzie będzie mogła być tylko dla siebie.

Znalazła.

Stare, opuszczone miejsce na skraju lasu. Kilka budynków, które zawalały się tak jak jej życie. Tam w końcu poczuła, że może zapomnieć o tym kim była dla innych, a przypomnieć kim tak naprawdę jest.

~

 AJ zwlekła się w końcu z łóżka, przestając oszukiwać samą siebie, że jeszcze zaśnie. Przekręcała się z boku na bok już dobrą godzinę, nie mogąc zapomnieć o poprzedniej nocy. Nie chciała dopuścić do siebie, że tak naprawdę Daniel kocha Aimee i niewiele z tym może zrobić. I chociaż niezbyt przejmowała się jej uczuciami, zakładała maskę dobrej siostry. Nie chciała przyznać, że jest zazdrosna, grała przed sobą. Nienawidziła jej za to, że ma coś, czego nie ma ona.

Wstępując najpierw do łazienki, przejrzała się w lustrze. Przeczesała palcami swoje włosy. Nie lubiła ich, były nie miłe w dotyku, co wcale jej nie dziwiło. Tak przez nią maltretowane, nie mogły wyglądać inaczej. Przemalowanie ich na blond okazało się klapą, ale chociaż nie była kopią sióstr. Zanim wróciła do swojego koloru, przeszła przez kilka odcieni rudego, niechcianą zieleń i ponowny blond. Teraz jej włosy przypominały w dotyku włosie od szczotki ryżowej i wcale się z tym dobrze nie czuła.

Zrzuciła wczorajsze ubranie, którego nawet nie miała siły zdjąć, gdy kładła się spać i weszła pod prysznic. Odkręciła zimną wodę i zamknęła oczy, pozwalając kroplom wody oplatać jej ciało, i zabierając ze sobą zmęczenie. Przypomniała sobie jak dawno nie pływała. Zapomniała o tym stanie, w którym się znajdowała zawsze po wyjściu z wody, gdy była porządnie zmęczona. Nie miała siły na powrót do domu, ale była nadnaturalnie wesoła, potrafiła śmiać się z byle czego i nie myśleć o problemach. I chyba właśnie tego jej brakowało.
  
~

Pierwszego dnia szkoły siostry trzymały się razem, co było całkowitą odmianą w porównaniu do całych wakacji. AJ chciała być blisko Daniela, który nie rozstawał się z Aimee, która to nie odstępowała Eileen na krok. Już dawno nie spędzały razem tyle czasu. Gdyby nie Ray, Nan, Daniel i Joy, nie miałyby o czym rozmawiać. Choć były siostrami czasem czuły się w swoim towarzystwie jak całkiem obce dla siebie osoby. Eileen durnie uśmiechała się do pozostałych, gdy w tym samym czasie AJ wyobrażała sobie jak Aimee topi się w wielkim jeziorze razem z chłopakiem, a ona ratuje tylko jego, całkiem przypadkiem, zapominając o siostrze.


Aimee cieszyła się, że prawie każdą lekcję ma z Eileen. Chociaż wtedy czuła się względnie spokojna. Po szkole spędzała więcej czasu w domu. Nigdy wcześniej nie czuła się tak jak teraz. Nie tylko bała się o siostrę, ale także przeżywała jej śmierć codziennie, nocą. Chciała coś zrobić, ale nie było to proste. Jedyne czego do tej pory się nauczyła to znikanie i pojawianie się w określonym miejscu. Opanowała to do perfekcji i wcale nie musiała przemieszczać się do Krainy Mgieł. Mogła to zrobić z domu babci do swojego domu, wszędzie. Jednak po niecałym miesiącu miała dość i najchętniej sama przywiązałaby się do tych torów. Chciałaby już mieć to wszystko za sobą, mieć Eileen przy sobie całą i bezpieczną.

Nie mogła jedynie zrozumieć, w jaki sposób jej siostra ma się pojawić w tak nietypowym dla niej miejscu. Sama osobiście była tam tylko raz, gdy założyła się z Ray'em, że w ich mieście nie ma naprawdę strasznego miejsca. Oczywiście jak się potem okazało, bardzo się myliła.

Z reguły nie jest bojaźliwa, ale wtedy była jeszcze dzieckiem. Pamięta jak dziś, gdy pojechali tam w szóstkę - ona, Ray, nierozerwalne AJ z Joy, Nan i Ben - kilka lat starszy brat Ray’a. Było już późno, Ray z bratem pewnie zaplanowali wszystko tak, aby jak najbardziej przestraszyć dziewczyny. Najtchórzliwsza Nan nawet nie chciała wsiąść do samochodu, mówiąc, że samochód jest dla pięciu osób, jednak w końcu została zaciągnięta siłą.

Zaraz gdy zaparkowali na skraju lasu, Ben zgasił światła i wokoło nich zapanowała ciemność. Dopiero po kilku chwilach ich wzrok się przyzwyczaił, a nawet zauważyli, że księżyc świeci całkiem jasno.
- Uważajcie na duchy - rzucił Ben, a jego słowa jeszcze chwilę zdawały się odbijać po wnętrzu samochodu. Nan zacisnęła palce na ramieniu, siedzącej obok AJ i pisnęła cichutko "du-duchy".

Aimee prychnęła na jego słowa i wysiadła pierwsza. Jak najszybciej chciała udowodnić Ray'owi, że to miejsce nie zrobi na niej wrażenia. Jednak gdy wysiadła, poczuła zimny jesienny wiatr, przeszywający ją do kości. I nie wiedziała czy to przez to, co powiedział Ben, czy naprawdę poczuła coś, czego nie czuła nigdy wcześniej przy podmuchach wiatru. Wstrząsnął nią dreszcz i w tamtej chwili cieszyła się, że było ciemno i nikt tego nie zauważył. Dalej szła pewnie, nie zatrzymując się ani na moment. Niedługo potem usłyszała trzask zamykających się drzwi samochodu i kroki, podążających za nią przyjaciół.

Jednak musiała przyznać, nie znała tego miejsca i była nawet skłonna przyznać, jedynie przed sobą, że jest straszne. Nie można było powiedzieć, że było tam cicho, wiatr szeleścił liśćmi, bicie serca i niemiarowy oddech dźwięczały w uszach. Aimee nie wiedziała czy to wszystko tworzyła jej podświadomość, czy naprawdę każda rzecz żyła własnym życiem. Drzewa wyciągały swoje gałęzie w stronę dziewczyny, chcąc odebrać jej resztki odwagi, ziemia usuwała się spod stóp, a wiatr namawiał do ucieczki w stronę samochodu. Gdyby była tu sama na pewno by zawróciła. Jednak nie mogła, słyszała Ray'a i Bena, śmiejącego się z Nan. Nawet jeśli nie była na tyle odważna, musiała udawać. Musiała zacisnąć zęby i iść dalej, dławiąc się swoim strachem.
- Dalej Aimee, czemu zwalniasz? - wykrzyknął Ray, wywołując śmiech u Bena.
- Mosze zawróczym-my... - wyjąkała Nan.
- Nie - powiedziała Aimee głośno, zbierając resztki odwagi i próbując z całych sił wypowiedzieć to pewnie, bez zająknięcia. Wiedziała, że teraz tylko głos może ją zdradzić. - Idziemy tam. - Wskazała na niską budowlę, kilkadziesiąt metrów od nich.

Z daleka budynek wyglądał o wiele lepiej niż w środku. Aimee odchyliła ledwo trzymające się drzwi, które zaskrzypiały przeraźliwie, znacznie głośniej niż jakiekolwiek inne i przeszła przez miejsce, gdzie kiedyś prawdopodobnie był próg. Wciągnęła głośno powietrze i rozejrzała się dookoła. Miał całe trzy ściany i pół sufitu, czwarta, wysunięta najbardziej na wschód, w połowie się jeszcze trzymała, a jej resztki leżały po obu stronach. Niewiele blasku księżyca wpadało do środka, więc większość pomieszczenia była pogrążona w ciemności. Po prawej, w połowie drogi między drzwiami, a zawaloną ścianą były schody, które kończyły się po siedmiu stopniach i nie wiadomo dlaczego się jeszcze nie zawaliły. Na krańcu siódmego znajdowała się część drzwi, a przynajmniej tak to wyglądało. Gdy do środka weszły pozostałe osoby, zerwał się silny wiatr, który wpadł przez ubytki w murach i trzasnął niedomkniętymi drzwiami. Nan z Joy pisnęły, wycofując się pod ścianę. Aimee poczuła jak ktoś wsuwa jej swoją dłoń w jej i lekko zaciska. Nie musiała się oglądać, wiedziała, że to AJ. Ze wparciem siostry poczuła się pewniej. Wytrzymała, udowadniając sobie, że nie jest aż takim tchórzem, chociaż Ray z bratem opowiedzieli potem wszystkim, że nie weszły nawet do środka, uciekając z płaczem. 


~

- Aimee, a co jeśli Eileen nie będzie przywiązana do torów? Jesteś pewna, że wiesz gdzie to jest? - zapytał Lasair, gdy kolejny raz wałkowali to samo. Zła była, że nikt tutaj nie potrafił jej pomóc i wciąż była zdana sama na siebie. Tak, to prawda, kilka ostatnich snów było innych, raz Eileen po prostu stała na torach, a za innym razem nie było jej tam w ogóle. I gdy zaczynali planować coś innego, znów śniło jej się to co za pierwszym razem. Była skołowana i czuła się jakby ktoś tym kierował, robiąc wszystko, aby jej siostra nie przeżyła. 
- Przecież doskonale wiesz, że wiem. Nie pytaj mnie ciągle o to samo, bo sama mam już dość - odpowiedziała bezbarwnym głosem, przypatrując się mgle za oknem. Dziwiło ją, że tutaj nigdy nie było ciemno i przez to, nigdy nie wiedziała jaki jest czas na ziemi, i kiedy ma wracać. 

Mężczyzna nie odpowiedział, pogrążając się w swoich myślach. Tak, doskonale znał każdy szczegół jej snów, ale wiedział też, że nic nie potrafi w tym kierunku zrobić. Myślał, że są tutaj, żeby pomagać, a jedyne czego ona się dowiedziała, to to, że wcale nie musi ratować innych w snach.

Ich milczenie przerwało głośne uderzanie butami o posadzkę, ktoś biegł. Oboje spojrzeli się po sobie, jednak  żadne nie zdążyło nic powiedzieć, bo do pomieszczenia wpadł zziajany Alan.
- Chodźcie... szybko, za mną... - wyrzucił z siebie i nie czekając na ich reakcję, skierował się w kierunku, z którego przybył. Aimee pobiegła natychmiast za nim, nie patrząc na Lasaira, który wyraźnie nie zrozumiał czemu miałby za nim biec.

Po kilku chwilach Alan zatrzymał się przed drzwiami, szybko je otworzył, przykładając palec do kropelki wody. Weszli do jasnego, jak wszystkie tutaj, pomieszczenia. Chłopak podszedł do jedynego okna, za którym nie było gęstej mgły.

- Patrz. - Wskazał na białego ptaka, który miał przywiązane do nogi coś, co wyglądało jak mała lalka. Aimee spojrzała na niego zdezorientowana.
- Co? Leci sobie sowa z jakąś lalką przy nodze. - Wzruszyła ramionami. Nie widziała w tym nic, co wywołało taką reakcję u Alana. W tym momencie do pokoju wszedł Lasair. 
- No właśnie, sowa! - powiedział to takim głosem, jakby to o czym myślał było czymś najoczywistszym. - Spójrz. - Zwrócił się do mężczyzny. Lasair podszedł bliżej, gdy ptak zbliżył się do szyby i stukał w nią pazurem. Alan otworzył okno i odwiązał przywiązaną do niej laleczkę. Obaj mężczyźni spojrzeli na siebie ze zrozumieniem. 
- Aimee, sowa to posłaniec śmierci, a ta laleczka... wygląda dokładnie jak ty. - Dziewczyna wzięła od bruneta przedmiot i przyjrzała się mu. Już wiedziała co to znaczy. Podniosła wzrok i patrząc im w oczy, powiedziała:
- Eileen. 

Nie zdążyli nic jej odpowiedzieć, bo dziewczyna zniknęła. Chwilę potem zjawiła się pod lasem i nawet nie miała czasu by się zdziwić jak ciemno było. Czuła się jakby jej wcale tam nie było, jakby stała obok i patrzyła na samą siebie, a ktoś inny poruszał jej nogami, każąc biec w kierunku torów. 

Kilkaset metrów od niej między szynami przechadzała się Eileen, wpatrzona w podkłady kolejowe, jakby liczyła kolejne stare, drewniane belki. Pogrążona w myślach, nie słyszała pisku nadjeżdżającego pociągu. Wyglądała jakby nie wiedziała nawet, gdzie jest.  

Aimee była już blisko siostry, gdy pierwszy raz krzyknęła, ale jej głos został zagłuszony przez dźwięki pociągu. Wyglądało na to, że maszynista zauważył dziewczynę na torach i powoli zaczął zwalniać. Nie mogła zrozumieć, co z Eileen się dzieje, że nie schodzi stamtąd, jak może nie słyszeć tego hałasu. Krzyczała, najgłośniej jak umiała, ale już widziała, że nic nie zrobi. Przyśpieszyła, jednak pociąg, który i tak zwolnił, zbliżał się do siostry szybciej niż ona.

Maszyna, która teraz jedynie się toczyła, uderzyła w Eileen, odrzucając ją kilka metrów do przodu i nim całkowicie się zatrzymała, popychała dziewczynę przed sobą.

Nogi odmawiały jej posłuszeństwa, łzy zasłaniały widok przed oczami. Ledwo dobiegła do poturbowanej siostry. Uklękła przed nią i odsunęła ją od pociągu. Krzyknęła cicho, gdy odwróciła ją twarzą do siebie. Odgarnęła zakrwawione włosy i pochyliła się, ściskając martwe ciało Eileen. Tego widoku nie zapomni do końca życia. 


___________
Ich zachowanie może trochę dziwić, ale potem wszystko się wyjaśni. 

3 komentarze :

  1. Świetny rozdział. Bardzo przyjemnie się go czytało. Ta historia o tym lesie i budynku co w nim niby straszy trochę trzymająca w napięciu ale najbardziej przeraziła mnie końcówka. Dziewczyna dobrze wiedziała, że jej siostra zginie na torach i była tak blisko żeby ją uratować a tu nagle takie coś. Ciekawe co było z nią nie tak skoro nie słyszała nadjeżdżającego pociągu i w ciemnościach chodziła sobie po torach. Pewnie nie łatwo będzie jej się otrząsać po tej tragedii. Pozdrawiam. /pozorne-szczescie/

    OdpowiedzUsuń
  2. Łączysz czas teraźniejszy i przeszły. Opisując ważne dla całości utworu chwile używasz praesens, co daje ciekawy efekt. Na Twoim jednak miejscu trochę bym jeszcze nad tym popracowała, gdyż nie zawsze wygląda to ładnie (z punktu widzenia stylistyki). Aby tak operować czasem, trzeba dokładnie opanować tę sztukę, nie przeczę definitywnie, że to umiesz, ale myślę, że mały trening Ci nie zaszkodzi.
    "Aimee prychnęła na jego słowa i wysiadła pierwsza. Jak najszybciej chciała udowodnić Ray'owi, że to miejsce nie zrobi na niej wrażenia. Jednak gdy wysiadła, poczuła zimny jesienny wiatr, przeszywający ją do kości. I nie wie czy to przez to, co powiedział Ben, czy naprawdę poczuła coś, czego nie czuła nigdy wcześniej przy podmuchach wiatru." - tutaj zaczęłaś cz. przeszłym i na jedno zdanie go zmieniłaś. Tego nie powinnaś robić. Cz. teraźniejszy używany w danym akapicie jest na miejscu, ale nie w jednej tylko frazie. Powinnaś zostawić " I nie wiedziała", nie eksperymentując przy tych słowach.
    W każdym z rozdziałów - od prologu do najnowszego dostrzegłam sporą ilość powtórzeń. Nie mam na myśli oczywiście celowych tego typu zabiegów, używanych do hiperbolizacji danego wrażenia! Mówię o słowach takich jak: "jej", "jakby", "było". Przytoczę zdanie; "(...) popychała dziewczynę przed sobą. Nogi odmawiały jej posłuszeństwa, łzy zasłaniały jej widok przed sobą." - dwa razy "przed sobą" i "jej" w następujących po sobie zdaniach. Mogłabyś to zamienić na przykład na: "(...) łzy zasłaniały widok przed oczami". Drugie "jej" jest niepotrzebne.
    Popełniasz także błędy interpunkcyjne, choć niewiele: "całkiem przypadkiem zapominając o siostrze." - przed "zapominając" powinien być przecinek.
    W niektórych zdaniach zmieniłabym składnię; "Po kilku chwilach Alan zatrzymał się przed drzwiami, szybko je otworzył, przykładając do kropelki wody palec" - "przykładając palec do kropelki wody"; choć to już tylko sugestia z mojej strony.
    Nie chcę byś się obrażała i mianowała mnie za tę krytykę wrogiem publicznym numer jeden. Tak, niektórzy postępują w ten sposób, nie potrafiąc przyjąć słów, które podważałyby ich idealność. Mam nadzieję, że jesteś mądrzejsza.
    Nie pamiętam już czemu znalazłam się na tym blogu, ale kiedy wyświetlił mi się po ponownym uruchomieniu komputera, postanowiłam przeczytać dotychczasowe posty.
    Krytykuję, bo uważam, że krytyka to najlepsze co można człowiekowi dać. Pochwały są dobre, łechtają nasze ego, ale tylko negacja (choćby niewielka) jest w stanie naprawdę mocno zmotywować do pracy.
    Nie istnieją ludzie perfekcyjni, wszyscy robią błędy, czy językowe, czy stylistyczne - nie ma to znaczenia.
    Komentuję, bo spodobała mi się fabuła. Tak, historia jest ciekawa. Wykreowałaś fascynujący świat, intrygujące realia, niebanalnych bohaterów. Opowieść okrywa się całunem niepewności i tajemnicy, przez co praca staje się wciągająca, a czytelnik pragnie dowiedzieć się co będzie dalej, jaki ukryty sens zawierają wersy.
    Gdyby dzieło Twojej wyobraźni mi się nie spodobało, nie wysilałabym się na tak szczegółową opinię, pewnie nawet nie czytałabym rozdziałów, ograniczając się do krótkiego komentarza pod prologiem.
    Tymczasem jestem tu, pod szóstką, więc bądź, co bądź musiałaś mnie czymś do siebie przekonać.
    Czytając czuję magię pomiędzy znakami, a to sprawia, że chcę znać bieg przyszłych wydarzeń.
    Krytykuję, zdając sobie sprawę z potencjału, jakim dysponujesz, a którego w pełni nie wykorzystujesz.
    Trzymam za Ciebie kciuki, mam nadzieję, że mnie nie zlinczujesz.
    Gdybyś mogła informować o nowych postach, byłabym zobowiązana. Powiadomienia możesz zostawiać w SPAMie http://intheblackrain.blogspot.com/ ;3
    Do szybkiego napisania <3!

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawy rozdział. Uznałabym go nawet za przyjemny, gdyby nie ta końcówka, która mnie przeraziła. Przy niej nawet ta historia o tym nawiedzonym domu może się schować.
    Czyli nie udało się jej uratować siostry? A była tak blisko! To musiało być okropne, patrzeć na śmierć kochanej osoby. A brakło tylko kliku minut, a może nawet sekund, aby temu zapobiec...
    Zastanowiło mnie samo zachowanie Eileen. Naprawdę nie zorientowała się, że pociąg jedzie w jej stronę? Przecież nie jest on znowu taką cichą maszyną...

    OdpowiedzUsuń